Haftowanie z “wolnej ręki”
Chyba wszyscy choć raz w życiu mieliśmy w ręku tamborek, igłę z nitką i próbowaliśmy ogarnąć jak tu zrobić coś ładnego lub po prostu nie wydłubać sobie oka.
Haftowanie ogólnie rzecz biorąc nie jest trudne - przetyka się igłę z nitką przez materiał, raz w jedną raz w drugą stronę lub jakoś inaczej. W efekcie ma powstać coś ozdobnego. Można haftować ozdobne linie, krzyżyki lub wypełniać nitką całe obszary. Wszyscy mamy ogólne wyobrażenie czym haft jest.
Zabawa się zaczyna gdy chcemy wyjść poza tradycyjne podejście. Kiedy bierzemy się za zmianę formy lub próbujemy wyrazić haftem jakieś idee. W ostatnich latach rękodzieło grzeje się w ciepełku zainteresowania i haft powrócił do łask. W ramach powrotu do korzeni kilka dni temu wybrałam się na spotkania poświęcone różnym wariantom haftu. Więc na początek chwilę o tych doświadczeniach.
Haftowanie na płótnie
W sobotę brałam udział w Szyciorysach - spotkaniu zorganizowanym przez Magdalenę Jaworską. Była to świetna okazja do przypomnienia sobie jak to jest trzymać igłę z nitkami muliny i mozolnie wbijać i przeciągać igłę przez materiał. Założeniem spotkania było wyrazić siebie poprzez wyhaftowanie jakiegoś ornamentu, portretu i okraszenie go jakimś adekwatnym tekstem. Muszę przyznać, że haftowanie na tamborku ma swój kontemplacyjny urok. W ciszy słychać jak napięte płótno ustępuje igle. Potem chwila gdy nitka szura po materiale. Przez ułamek sekundy cisza - namierzamy miejsce gdzie znacznie się następny fragment ściegu i znowu pyknięcie w płótnie i szuranie. Jest to ogromny odpoczynek dla umysłu. Cichy pomruk trących materiałów pozwala odpocząć uszom. Zdecydowanie jest to zajęcie dla osób potrzebujących chwili medytacji i uspokojenia umysłu. Ja w każdym razie tak do tego podchodzę. Wybrałam prosty, tradycyjny motyw kwiatowy i zbytnio nie przejmowałam się precyzją haftu - ot chciałam sobie przypomnieć jak to się robi, co się wtedy czuje. Miło było też haftować grupowo - niby oddzielnie, każdy dumał nad własną robótką, ale jednak kolektywność tej kontemplacji była krzepiąca.
Przez 3 godziny udało mi się wyhaftować jedynie połowę przygotowanego wzoru. O tekście już nie wspomnę. Jest więc to zajęcie dla bardzo cierpliwych. Długo trzeba pracować by uzyskać mocny wizualnie efekt.
Haftowanie na gazie
Kolejnego dnia miałam okazję uczestniczyć w grupowym przygotowywaniu instalacji artystycznej. Ewa Cieniak zorganizowała spotkanie warsztatowe - O_krąg. W założeniu podczas kilku kobiecych spotkań mają powstać autoportrety uczestniczek, wyhaftowane na usztywnionej gazie. Mają one być potem wspólnie zaprezentowane - jak, tego jeszcze Ewa nie wie, ponieważ finalny efekt klaruje się w trakcie powstawania kolejnych prac.
Haftowanie na gazie przypomina trochę malowanie. Ważny jest gest. Efekt jest dużo mniej przewidywalny - biorąc pod uwagę, że uczestniczki mierzą się z materią po raz pierwszy. Ambitny cel wyhaftowanie portretu w ciągu niecałych 3 godzin okazał się możliwy. Pracowałyśmy w pośpiechu ale z przyjemnością. Ograniczony czas wymuszał pewien dystans, spontaniczność - w pewien sposób obnażał naszą osobowość. Od razu widać czy ktoś skupia się na detalach, czy ogólnym zarysie, zna jakieś ściegi czy wybiera fastrygę, jak dobiera kolory. Teraz gdy patrzę na moje dzieło wiem, że chciałabym jeszcze coś tam poprawić, że po zdystansowaniu się do pracy, widzę jakieś niedociągnięcia, brak równowagi, że jest inaczej niż sobie wyobrażałam. Ale to dobrze, że już nie mogę przy tym majstrować. Jest to jakiś zapis chwili - zupełnie jak zdjęcie. Może się coś nie podobać ale już nic nie można zmienić.
Byłam zdumiona, że dałam radę skończyć portret w ciągu 3 godzin. Zdecydowanie przy tej pracy odczuwałam presję czasu, nie było w tym kontemplacji, nasłuchiwania pomruków materii. Ale było mnóstwo grupowej energii - scalał nas jeden cel, podobna niepewność w działaniu, próba zmierzenia się z autoportretem. Dużo było rozmów, wzajemnej pomocy i poczucia wspólnoty. Bardzo jestem ciekawa efektu końcowego.
Haftowanie na maszynie
Czyli moja codzienność. Haftuję na maszynie co nie znaczy, że maszynowo. Subtelna różnica w nazwie ale jakże ogromna w technice. Haftowanie na maszynie zwane często haftowaniem z wolnej ręki, to taki wariant haftowania gdzie używamy maszyny do szycia z wyłączonym dolnym transportem, oraz specjalnej stopki do pikowania. Haftowaną powierzchnię przesuwa się rękoma. I od tego przesuwania w dużej mierze zależy efekt. Takie haftowanie wymaga pewnej wprawy ale nie taki diabeł straszny jak go malują. Technika ta pozwala w bardzo krótkim czasie (w porównaniu z technikami haftu ręcznego) wyhaftować całkiem spory obszar tkaniny. Ja wykorzystuję ją do nakładania “laserunku” z nici. Daje to piękne malarskie efekty.
Taki haft wyklucza ciszę, poniekąd także wspólnotę szycia (bo to trochę jak w szwalni - hurgot i skupienie tylko na własnej pracy), ale nie wyklucza kontemplacji. Jeżeli chce się przygotować dużą pracę to medytowanie jest naturalnym skojarzeniem. Ale za to efekt tej wytężonej pracy jest spektakularny. Można wyczarować piękne art quilty, obrazki tkaninami i nićmi malowane, piękne ozdoby do domu, oryginalne obrazy na ścianę, artystyczne torby i niepowtarzalne ubrania. Pole do popisu jest naprawdę ogromne. Haftując na maszynie trochę się zatracam w tym co robię, godziny mijają, urobek hafciarski się powiększa. Sprawia mi to naprawdę ogromną przyjemność. Cieszę się momentami w których flow sprawia, że nie zdaję sobie sprawy z upływu czasu. To wciąga. Efekty radują oko. Jest świetnie.
Gdyby mnie ktoś zapytał, jaki rodzaj haftu wybrać to bez wahania wskazałabym haftowanie z wolnej ręki. Łączy ono w sobie potencjał na różne oryginalne rozwiązania, pewien rozmach twórczy oraz przyjemność związaną z tworzeniem, z wyłączeniem się z nurtu codzienności.
Tej techniki uczę również na swoich kursach. Nie wyobrażam już sobie szycia art quiltów, czy patchworków bez haftowania.
NB Aby dodać komentarz trzeba wpisać tekst w pole Comments, kliknąć Post Comment a następnie podać swoje imię (name) i kliknąć przycisk na samym dole Comment as Guest.